1. Hrabia Bogdan Szembek
Historię klasztoru Pasjonistów w Sadowiu wypada rozpocząć od przybliżenia czytelnikom postaci hrabiego Szembeka, fundatora placówki (Opracowano na podstawie artykułu J. Malkowskiego, "Bogdan hr. Szembek. Pan na Wysocku" w: Dodatek Historyczny, Gazeta Ostrowska, 26 marca 2008, s.19)
Bogdan Mieczysław Maria Szembek urodził się 7 sierpnia 1880 w Wysocku Wielkim, jako syn Stanisława Feliksa i Augustyny z Zawiszów. Ukończył Gimnazjum w Ostrowie Wielkopolskim, należał jako uczeń do Towarzystwa Tomasza Zana, był aktywnym członkiem potem odbył studia rolnicze we Wrocławiu, a 21 marca 1901 został formalnie właścicielem Wysocka Wielkiego. Majątek był zadłużony, dlatego powoli doprowadził go do lepszego stanu. Odbył służbę wojskową w latach 1902 - 1903 w 1 pułku Ułanów w Miliczu. Nie został oficerem rezerwy, gdyż nie chciał wiązać się z zaborcą, pozostał aspirantem oficerskim. Dopiero w 1922 roku został podporucznikiem rezerwy. Podczas I Wojny Światowej był skarbnikiem na powiat Komitetu Narodowego w Paryżu, a od czerwca 1918 był członkiem tajnego Komitetu Pięciu. Gdy wybuchło Powstanie Wielkopolskie został wybrany prezesem Powiatowej Rady Ludowej, ale tego stanowiska nie przyjął, został wiceprezesem, a potem komendantem Straży Ludowej na powiat ostrowski. Straż ta liczyła 5 baonów i 21 kompanii, stanowiła podstawową formę organizowania się wojsk wielkopolskich. Za tę działalność hr. Szembek otrzymał Krzyż niepodległości. Należał do wielu organizacji i stowarzyszeń na terenie powiatu ostrowskiego: Komitet Wyborczy, Towarzystwo Czytelni Ludowych, Bank ludowy, Rada Gromadzka, Rada Gminna, Spółka Ziemska w Ostrowie (jako członek zarządu), przez 12 lat był prezesem Ziemstwa, był współzałożycielem Rolnika i Spółki Parcelacyjnej, piastował funkcję vice patrona Towarzystwa Robotników, sekretarza i prezesa Towarzystwa Rolniczego Pleszewsko - Odolanowskiego, był działaczem komisji ds. robotniczych przy Centralnym Towarzystwie Gospodarczym. Wykupił wraz z ks. Jabłońskim wieś Twardów, z rąk landrata.
Był żonaty z Zofią Ponińską (1883 - 1930), którą poślubił dnia 24 stycznia 1905 roku w Krakowie. Urodziło im się 10 dzieci: Stanisław Adolf Maria (ur.1905), Zofia Augustyna Maria Irena (ur. 1907), Adolf Kazimierz Maria (ur. 1908), Maria Wanda Rozalia (1909 - 1944) - zakonnica w Zgromadzeniu SS. Niepokalanek w Jazłowcu, zamordowana przez UPA na Ukrainie, Jan Wacław Maria (ur. 1911), Stanisław (1912 - 1943), zastrzelony przez bandę "Saszki" - człowieka zrzuconego przez sowiecką władzę w Garbaczu, k. Opatowa, Bogdan Edward Maria (1913 - 1975), Irena Antonina Maria ( ur. 1915), Wanda Józefa Maria (ur. 1918 - 1971) i Jadwiga Weronika Maria (1920 - 1973).
W 1926 r. majątek Wysocko wielkie obejmował powierzchnię 802,29 ha, w tym ziemi uprawnej 478,29 ha, łąk i pastwisk 88 ha, lasów 228 ha i nieużytków 8 ha. Czysty dochód gruntowy wynosił 1761 talarów. Sadowie natomiast liczyło 594, 38 ha, w tym ziemi uprawnej 397,66 ha, łąk i pastwisk 39 ha, lasów 122 ha i nieużytków 35 ha. Znajdowała się tam też cementownia.
Bogdan hr. Szembek po II wojnie światowej decyzją władz komunistycznych w Polsce nie mógł zbliżyć się do swych dawnych posiadłości na 100 km odległości, dlatego przebywał w Gorzowie Wlkp. i tam zmarł dnia 3 marca 1956 r.
2. Wspomnienie o córce B. Szembeka Marii Laetitii od Miłości Bożej
Maria Wanda Szembek, w Zgromadzeniu Laetitia od Miłości Bożej (1909-1944), pochodziła z rodu Szembeków, była córką hr. Bogdana Szembeka i Zofii z Ponińskich. Urodziła się w Wysocku Wielkim k. Ostrowa Wlkp, dnia 4 czerwca 1909 roku jako czwarte dziecko z dziewięciorga. Po ukończeniu szkoły średniej rozpoczęła naukę w seminarium gospodarczym w Jazłowcu (dziś Ukraina) u SS. Niepokalanek, gdzie była jej ciotka, s. Maria Krysta od Najśw. Sakramentu (Zofia Szembek). Po ukończeniu seminarium powróciła do Wysocka, aby pomagać w prowadzeniu gospodarstwa i wychowywaniu młodszych sióstr podczas długiej choroby i w końcu po śmierci matki Zofii. Była kochana przez wszystkich domowników, którym pogodnie służyła, mimo to rodzina nie stawiała jej przeszkód, gdy oświadczyła , że pragnie poświecić się Bogu w Zgromadzeniu Sióstr Niepokalanek. Dnia 7 grudnia 1931 roku rozpoczęła postulat w Jazłowcu, a 15 lipca 1932 rozpoczęła nowicjat jako s. Maria Laetitia od Miłości Bożej, śluby czasowe złożyła 8 grudnia 1933, a wieczyste 8 grudnia 1939 roku.
W zakonie pełniła różne odpowiedzialne funkcje, przebywając w różnych domach, była nauczycielką, wychowawczynią, administratorka, ekonomką. Pracowała w Warszawie jako zastępczyni przełożonej, włączyła się w niebezpieczną akcję pomocy Żydom, przekradającym się z getta oraz w inne prace konspiracyjne.
W 1943 udała się do Jazłowca, była tam ekonomką (administratorką) domu w trudnych warunkach wojennych, pomagała ludności, chroniąc rodziny podczas ewakuacji, kierując akcją dożywiania, opatrując rannych i chorych, pełniła różne dzieła miłosierdzia. W sierpniu na wezwanie, udaje się do Niżnowa, gdzie ciężko chora s. Zofia potrzebuje opieki. Być może jest to wiadomość pochodząca od samych sprawców mordu. Dnia 21 sierpnia 1944 r. Laetitia wyjechała z Jazłowca z woźnicą, biorąc ze sobą Polkę znająca język ukraiński. Gdy mijały kolejne dni bez żadnej wieści, zaczęto się domyślać, że nie wracające siostry mogło spotkać najgorsze. W tym czasie uaktywniły się w lasach pobliskich ukraińskie bandy UPA. Ktoś widział jeszcze jak 23 sierpnia obie siostry jechały z ową Polką i woźnicą, ale poszukiwania nie dały rezultatu.
Za jakiś czas odnaleziono zmasakrowane zwłoki woźnicy, siostry więc usilnie modliły się już o odnalezienie ciał, o godne pochowanie w grobowcu współsióstr. Modlitwy zostały wysłuchane. Na początku listopada 1944 w lesie rusinowskim, niedaleko Jazłowca odnaleziono zwłoki obu sióstr, najpierw Laetitii, potem s. Zofii, obie były straszliwie zmasakrowane, obie musiały zginąć w męczarniach. Siostry zostały pochowane w jazłowieckim grobowcu 6. i 11. listopada 1944 r.
Dla s. Laetitii męczeńska śmierć (podobnie jak i dla s. Zofii) nie była zaskoczeniem. Pisała w liście do swej ciotki, że "musi być w każdej chwili gotowa na przejście do innego życia". Często odmawiała modlitwę zalecaną przez Piusa X.: "Panie i Boże mój, już teraz przyjmuję z ręki Twojej z całym oddaniem i gotowością każdy rodzaj śmierci, jaki Ci się będzie podobać ze wszystkimi jego obawami, cierpieniami i boleściami".
Pisząc list do matki Zenony 17 kwietnia 1934 roku użyła następujących słów: "Przyszło mi na myśl, czy te wszystkie łaski nie są przygotowane do czegoś trudniejszego; gotowa jestem na wszystko; cieszą mnie nawet trudności czy cierpienia, bo mam z czego zrobić ofiarę Panu Jezusowi".
Jedna z sióstr wspomina w 1949 roku siostrę Laetitię: "Widziałam jak dziwną drogę wewnętrzną prowadził Bóg tę niepospolicie uradowaną duszę, dziwną wówczas mi się wydawała, bo nie wiedziałam, że wielkimi skrótami prowadziła do szczytu miłości, do męczeństwa. (...) Uderzyła mnie w niej jakaś dziwna przemiana i dojrzałość duchowa. A zarazem była taka niesłychanie wesoła, pełna życia i dowcipna".
Po tragicznej śmierci córki, hr. Bogdan Szembek pisał w liście do s. Benwenuty (30.czerwca 1947 roku): "doświadczamy dziwnej, często natychmiastowej pomocy Siostry (Laetitii) nawet w trudnych rzeczach. A ja osobiście odczuwam jakby kierowała moimi losami i z pełną ufnością przyjmuję częste konieczności zmian w przeświadczeniu, że widać tak lepiej będzie".
3. Początki
W roku 1932 hrabia Bogdan Szembek, rezydujący w Wysocku Wielkim koło Ostrowa Wielkopolskiego, zachęcony przez Prymasa Polski, księdza Kardynała Augusta Hlonda, wydzielił ze swoich posiadłości w pobliskim Sadowiu 10 hektarów terenu pod budowę klasztoru dla oo. Pasjonistów.
Mało użyteczne pod względem gospodarczym żwirowate wzgórze wznosiło się na skraju wioski wśród rozległych lasów i pól. Dziś znajduje się tu w pięknym parku stopniowo powiększany klasztor z kościołem i trzema krzyżami, od których cały ten obiekt i teren przyjął nazwę "Golgoty".
6 listopada 1932 roku ks. Kardynał Hlond poświęcił kościółek Pasjonistów w Sadowiu. Przełożony klasztoru, Włoch, o. Bartłomiej Rapetti, witając księdza Prymasa, powiedział m. in.: "Zamiarem naszym jest, aby klasztor w Sadowiu był domem nowicjatu i domem rekolekcji. Sadowe - to nazwa piękna i prorocza. Oby Bóg Najwyższy Twoim dzisiejszym błogosławieństwem, Eminencjo, wlał taką moc, iżby ten klasztor był prawdziwie sadem wzniosłych cnót, centrum światła ewangelicznego, oazą odpoczynku dla wielu dusz, górą uświątobliwienia i łask".
4. Budowla i budowniczy
Źródłem do historii fundacji zakonnej w Sadowiu jest przede wszystkim Kronika klasztorna - pisana do roku 1939 w języku włoskim przez kolejnych przełożonych narodowości włoskiej, o. Bartłomieja Rapettiego i o. Piusa Falco - oraz relacje pierwszych jego mieszkańców, zwłaszcza Brata Franciszka Użarowskiego. Cennym przyczynkiem do poznania początków fundacji są relacje naocznych świadków i współpracowników, miejscowych i z okolicy, utrwalone na piśmie lub taśmie dźwiękowej. Szczególne znaczenie ma opis hr. Bogdana Szembeka pozostawiony dzieciom, uzyskany od nieżyjącej już córki, Ireny Bobbe.
Najpierw jednak nieco informacji o samym zakonie Męki Pańskiej, czyli Pasjonistów. Założył go w osiemnastym wieku we Włoszech św. Paweł od Krzyża (1694 - 1775) dla krzewienia w świecie kultu Męki Chrystusa, do czego każdy pasjonistą zobowiązuje się specjalnym ślubem. Zakon, który swoje klasztory i placówki misyjne rozsiane ma na wszystkich kontynentach, poświęca się głównie pracy misyjnej wśród pogan oraz działalności duszpasterskiej przez urządzanie misji i rekolekcji parafialnych.
Do Polski przysłał Pasjonistów z Rzymu papież Pius XI w roku 1923. Biskup płocki Antoni Julian Nowowiejski przekazał im 16-wieczny klasztor w Przasnyszu ufundowany przez rodzonego brata św. Stanisława - Pawła Kostkę z pobliskiego Rostkowa, dla Bernardynów, którzy w nim mieszkali i działali do czasów kasaty w XIX wieku. Pasjoniści, nieznani dotąd zakonnicy z białym sercem i krzyżem na czarnym habicie, z bosymi stopami w sandałach, odbywający regularnie nocne czuwania modlitewne i inne pokuty, okazali się atrakcyjni. Z wyjątkiem dwóch Polaków - o. Juliusza Dzidowskiego i Brata Kazimierza Staszewskiego - reszta mieszkańców klasztoru była narodowości włoskiej, amerykańskiej, francuskiej i hiszpańskiej. Młody o. Juliusz, płomienny kaznodzieja-misjonarz, oddawał się gorliwej pracy rekolekcyjnej i misyjnej. Inni, po opanowaniu języka polskiego, pokazali się znakomitymi spowiednikami i kierownikami dusz. Wkrótce też otwarli gimnazjum z internatem dla kandydatów na misjonarzy-pasjonistów. Czynny był nowicjat. Powołań nie brakowało. Obszerny klasztor stawał się za ciasny. Należało pomyśleć o nowym. Przełożony przasnyskiego klasztoru; o. Bartłomiej Rapetti, przesyłając z okazji świąt Bożego Narodzenia roku 1931 życzenia księdzu Prymasowi Augustowi Hlondowi, wspomniał o zamiarze otwarcia nowej placówki. Nie omieszkał przy tym zaznaczyć, że ze względu na brak funduszy zakon poszukuje dobroczyńcy chętnego zaofiarować gotowy obiekt lub przynajmniej teren na rozpoczęcie budowy klasztoru. Okazało się, że właśnie wspomniany już hrabia Szembek powiadomił ks. Prymasa o zamiarze ofiarowania na taki cel części swej posiadłości w Sadowiu. Powiadomiony o tym przez księdza Kardynała o. Bartłomiej udał się do Wysocka, skąd w towarzystwie Szembeka do Sadowia, by obejrzeć teren.
Tutaj oddajmy głos p. Szembekowi: "Zawiozłem o. Bartłomieja do Sadowia na górę żwirową i oświadczyłem, że pragnąłbym, aby tu stanął kościół. Więc rozejrzał się wokoło. A z tej góry, 185 metrów nad poziomem morza, widać Kalisz. Chełmce, Grabów, Ostrzeszów i Odolanów. Obejrzawszy się, ukląkł i rozpłakał się. Stanęło na tym, że mu ofiaruję 10 hektarów, w połowie góry żwirowej, świeżo zagajonej, a w połowie pola".
o. Bartłomiej zanotował w Kronice, że hrabia postawił warunek, aby Pasjoniści zobowiązali się, iż nigdy fundacji nie przekażą komuś innemu, lecz pozostaną w Sadowiu na zawsze. Dla gwarancji, że w bezpośrednim sąsiedztwie klasztoru nikt nie będzie wznosił zabudowań, ofiarodawca przekazał swojej córce Zofii teren przylegający do klasztornego.
W kwietniu 1932 roku w Wysocku przeprowadził rekolekcje o. Pius Falco z Przasnysza, a następnie obaj z o. Bartłomiejem udali się do Poznania i byli serdecznie przyjęci przez ks. Prymasa, który nadał im dekret przyjmujący Pasjonistów do diecezji. Na rozpoczęcie budowy klasztoru Arcypasterz dołączył hojną ofiarę - tysiąc złotych.
Brat Franciszek pisze w swoich wspomnieniach: "Do Sadowia wyjechałem z Przasnysza z o. Bartłomiejem 10 maja 1932 r. Mieliśmy obaj około stu złotych na budowę nowego klasztoru. Idąc z Wysocka do Sadowia, odmawialiśmy różaniec. Po drodze spoglądali na nas ludzie, a grupka dzieci i kobiet przyszła z nami na górkę. Właśnie skończyliśmy różaniec. Ludzie widząc, że się modlimy, prosili, aby się pomodlić o deszcz, bo jest bardzo sucho. I oto rzecz godna uwagi: nie wiadomo skąd nagle zerwał się wiatr, poczęło się kotłować i chmurzyć i zaczął padać tak rzęsisty deszcz, że musieliśmy prawie biegiem uciekać do baraków. o. Bartłomiej powiedział: "Dziękujmy Bogu i Matce Bożej, bo to znak, że Matka Boża chce, by tu powstał klasztor".
o. Bartłomiej z Bratem Franciszkiem zamieszkali w Sadowiu, w domu sędziwej matki hrabiego. W sieni "pałacu" urządzili kaplicę z Najświętszym Sakramentem i tam odprawiała się Msza św. dla miejscowej ludności. W Kronice klasztornej czytamy: "W niedziele i święta wierni musieli stać na zewnątrz od gołym niebem. Ale przez cały czas, kiedy tam Msza św. "była odprawiana - od 3 lipca do 1 listopada 1932 r. - pogoda zawsze dopisała". Hrabia co dzień przychodził pieszo na Mszę św. z odległego ok. 4 km Wysocka. Później, gdy nabożeństwa odprawiano już w kaplicy klasztornej, w okresie letnim odbywał codzienną pielgrzymkę na "Golgotę" nie tylko pieszo, ale i boso.
Ponieważ Dekret księdza Prymasa otrzymali Pasjoniści w uroczystość Opieki św. Józefa, toteż o. Bartłomiej oddał całą fundację pod jego opiekę. A ta opieka okazała się widoczna i namacalna. Oto jeden z faktów zanotowany przez Szembeka: "Ludzie pracowali przeważnie za "Bóg zapłać", ale jednak coś ojciec musiał płacić. Raz przy śniadaniu na werandzie domu u matki w Sadowiu mówi, że dziś - a była to sobota - musi wypłacić robotnikom trzysta trzydzieści sześć złotych, a nie ma nic. Na to z odległości kilkunastu kroków woła nadchodzący listonosz: "Mam dla ojca pieniądze!" I wymienia dokładnie taką sumę, jaka była potrzebna. Spojrzeliśmy na siebie. Ufność nie zawiodła. - Innym razem, we żniwa, kiedy z trudem z powodu suszy podorywałem ścierniska, ojciec w piątek mówi do mnie, że przyszedł wagon cementu, a chłopi nie mogą mu go zwieźć, bo jeszcze żyto sprzątają. A na niedzielę nie można zostawić dla postojowego. Więc czy bym nie przywiózł? Ja mu mówię: Dobrze, przywiozę, ale - mówię żartem - pod warunkiem, że w niedzielę będzie padał deszcz, żebym sobie tę żmudę łatwiejszą orką odbił. Na to spoważniał, zamyślił się i powiedział: "Dobrze". I w niedzielę deszcz padał!!!"
Brat Franciszek przytacza fakt podobny do wyżej cytowanego o opiece św. Józefa: "Opowiadał mi o. Bartłomiej, że potrzeba było na dach budującego się klasztoru większej ilości drzewa. Poszedł więc na tartak do Sieroszewic i drzewo dostał, ale wiązał się słowem kapłańskim do zapłacenia 400 złotych w sobotę. W czwartek udał się do Ostrowa, by te czterysta złotych pożyczyć, a po drodze modlił się: Święty Józefie wspomóż, bo dałem słowo kapłańskie, że w sobotę doręczę pieniądze. Tego zaś dnia właśnie otrzymał telegram z Przasnysza, że umarł o. Grzegorz Piegża (wrzesień 1932). Mówił: Jako przełożony koniecznie musiałem jechać na pogrzeb, a ciężko było. Co robić? Modliłem się więc: Święty Józefie, ja muszę jechać na pogrzeb, a gdzie moje słowo kapłańskie? Ludzie powiedzą, że o. Bartłomiej uciekł. Święty Józefie, ratuj, masz być patronem tego klasztoru. W piątek, strapiony i z bólem serca, po Mszy św. przygotowywał się do wyjazdu. I oto przed wyjściem, przyjechał listonosz i wręczył ojcu czek na 400 złotych. Mówił o. Bartłomiej: Przyglądałem się kilka razy, ale myślałem, że to pomyłka w piśmie, że chodzi o cztery złote. Przyszedł pan hrabia i potwierdził, że jest wyraźnie napisane 400 złotych... Gdy ojciec mi to opowiadał, miał łzy radości i dodał: Pan Bóg mnie pocieszył i św. Józef: Dziękujmy Bogu!"
Należy podkreślić, że o. Bartłomiej był człowiekiem wielkiej wiary, pobożności i pokory. Hrabia, podobnie jak wielu ludzi, uważał go za świętego i na znak czci przy każdym przywitaniu i pożegnaniu całował go w rękę. W swojej relacji zanotował: "Kiedyś ojciec odwiedził klasztor Matki Czackiej w Laskach koło Warszawy. Powróciwszy, opowiadał mi o niej w superlatywach i zakończył: To święta kobieta!" A kiedy potem w Laskach mówiłem o Nim Matce Czackiej, znów Ona powiedziała: To święty człowiek!"- I oboje mieli rację. A ja miałem szczęście znać takich świętych nie z obrazka, ale w życiu, i to jakże trudnym życiu".
W "Kronice Publicznej Szkoły Powszechnej w Sadowiu" miejscowy nauczyciel, Edmund Zwierzycki, napisał o o. Bartłomieju: "Był to bardzo gorliwy kapłan, jako człowiek nadzwyczaj dobry, bardzo lubiany przez Zgromadzenie oraz przez wiernych, z którymi choć na krótko miał sposobność gdzieś pracować. Był on w Polsce dopiero kilka lat, lecz jak często się wyrażał, Polskę i naród polski gorąco pokochał i tu pragnął umrzeć i złożyć swoje kości w polskiej ziemi, którą umiłował drugą swoją ojczyznę. Niestety, nie spełniły się jego marzenia i pragnienia, gdyż z pewnych względów za czasów sanacji zmuszony był opuścić Polskę - i wyjechał do Włoch".
W tych początkowych latach w Sadowiu przebywał i pracował inny jeszcze Włoch, wspomniany już o. Pius Falco, który z krótkimi przerwami pełnił funkcje przełożonego i mistrza nowicjatu, do roku 1939. O nim w swoich Wspomnieniach pisze Brat Franciszek: "Gdy wstąpiłem do zakonu 7 marca 1927 roku w Przasnyszu, o. Pius był wicemistrzem nowicjatu. Już dostatecznie opanował język polski. Podobnie jak o. Bartłomiej był muzykalny i ładnie śpiewał. Dużo mu zawdzięczam. Był bardzo przystępny jak matka. Zawsze uśmiechnięty. W sprawie zachowywania przepisów zakonnych był wymagający, ale nawet kiedy zadawał pokutę za wykroczenia, to nowicjusze chętnie ją wykonywali, nie czuli żadnej niechęci i zaraz szli do niego jak do matki. Był bardzo wesoły, ale w czasie modlitwy skupiony. Nie dbał o wygody i jedzenie, mało sypiał. Był usłużny. Kiedy chodziło o posługę kapłańską czy załatwienie innych spraw, zawsze z uśmiechem podejmował się ich wykonania. Odznaczał się delikatnością, nikomu nie chciał sprawić kłopotu. Mimo wyglądu grubaska, był szybki jak sarna, że żaden nowicjusz nie mógł mu sprostać. Jednak słaby na zdrowiu czasem zapadał na kilka dni, choć prawie nigdy nie leżał. Na Niedzielę Palmową, chyba 1933 roku, musiał iść do szpitala w Ostrowie. W Wielki Piątek w klasztorze nie było żadnego kapłana, a ludzi dużo przyszło do spowiedzi. Wziąłem bryczkę i pojechałem do szpitala. Powiedziałem mu: "Proszę ojca, dość chorowania. W Sadowiu nie ma kto spowiadać, a sporo ludzi czeka, obiecałem im, że przywiozę ojca". Ale opiekująca się nim Siostra nie pozwoliła. Uśmiechnął się i powiedział: "Siostro, z nim się nie poradzi. Wstanę i pojadę". Przywiozłem go, posadziłem w rozmównicy przy żelaznym piecyku, dałem ciepłej herbatki i ojciec wyspowiadał ludzi... Bardzo lubiłem pieśń "Bogurodzica Dziewica": do starości nie mogę się nią nasycić. Gdy wracałem do klasztoru z kwesty, zawsze mi śpiewał po Mszy z muzyką na fisharmonii".
On także pokochał Polskę, może jeszcze bardziej niż o. Bartłomiej. Pragnął nawet przyjąć obywatelstwo polskie, by mógł tu pozostać do końca życia. Zmuszono go jednak podczas drugiej wojny do powrotu do Italii. A gdy po wojnie nie mógł uzyskać zezwolenia na powrót do Polski, został skierowany do Ziemi Świętej. Tam, w Betami koło Jerozolimy, gdzie Pasjoniści mają swój klasztor, zbudował kościół. Służył też posługą duszpasterską Polakom rozsianym po Ziemi Świętej. i nie tylko Polakom, bo oprócz języka włoskiego i polskiego, znał także francuski i arabski. Z wdzięcznością wspominają go różne rodziny zakonne, także polskie Elżbietanki. Utrzymywał korespondencję z nami, polskimi Pasjonistami, pisząc najczystszą polszczyzną. Na skutek paraliżu zupełnie stracił mowę. Przewieziony do generalnego domu swego zakonu w Rzymie, kilkanaście lat spędził na łożu boleści, dając przykład wielkiej cierpliwości, pobożności i pokory chrześcijańskiej. Zmarł w opinii świętości. Opublikowano jego życiorys, sporo miejsca poświęcając 16-letniej działalności w Polsce.
Wspomniany także świetny misjonarz, o. Juliusz Dzidowski, w pierwszych latach fundacji bywał zapraszany z kazaniami z Przasnysza do Sadowia na większe uroczystości. Przez pewien okres był tu także przełożonym. Hrabia Szembek wspomina: "o. Juliusz był największym kaznodzieją. Mówił na modłę włoską, z silną gestykulacją i tak się przejmował, że zdarzyło się, iż zemdlał na ambonie". Dodajmy, że zdarzyło mu się to niejednokrotnie, gdyż popadał w tak wielki patos i tak dogłębnie przeżywał treść głoszonych prawd Bożych, zwłaszcza o Męce Chrystusa, iż nierzadko znoszono go z ambony pozbawionego sił. Bardzo to oddziaływało na słuchaczy. A głos miał tak potężny, że bez głośników bywał słyszany na odległość paru kilometrów, co wydaje się wprost niewiarygodne. Wierni z takim przejęciem słuchali jego kazań, że podczas każdego niemal kazania wzruszeni na głos płakali. I o nim wspomina Brat Franciszek: "Przyjechał z kazaniami na nasze zakonne święta, 14 i 15 września, do Sadowia - na uroczystość Podwyższenia Krzyża św. i Matki Bożej Bolesnej. Powiedziałem mu: Niech ojciec sobie gardła nie nadweręża, bo Poznaniacy płakać ojcu nie będą. 1 w obydwa dni w czasie kazań lud plackiem leżał na placu i głośno szlochał. Prawie że i mnie się to udzieliło".
Pracami budowlanymi kierował przeważnie Jan Banach, miejscowy majster murarski z dużą ekipą pomocników z Sadowia i okolicy. Nie sposób wymienić ich tutaj wszystkich po nazwisku. Podobnie i ofiarodawców z Ostrowa i innych miejscowości. Ich nazwiska uwidoczniła Kronika klasztorna, a przede wszystkim Pan Jezus w swoim Sercu.
W opisie hr. Szembeka czytamy: "Budynek duży rósł jak na drożdżach. Falą płynęły dary i pieniądze. O. Bartłomiej nie zawahał się napisać nawet do Ojca Świętego (Piusa XI) z prośbą o paramenta kościelne. I dostał złoty ornat, kapę i dalmatykę (niższej klasy, jak sam stwierdził). Ale dostał też ostrą naganę od swojej Władzy, że ośmielił się pisać wprost z pominięciem zarządu generalnego".
Budowa rozpoczęta z początkiem czerwca, jesienią już zbliżała się do końca. Ksiądz Prymas Hlond przyjechał do Sadowia 6 listopada 1932 roku i poświęcił kaplicę. Towarzyszył mu wojewoda poznański, hr. Raczyński, i grono duchowieństwa. Wielkie rzesze wiernych z okolicy zaplanowały przybycie na tę uroczystość, ale deszcz padający całą noc przeszkodził. Szczegółowy przebieg uroczystości podaje Kronika klasztorna a także Ostrowska prasa: "Orędownik Ostrowski" i "Dziennik Ostrowski".
Stolica Apostolska dekretem z dnia 4 listopada 1932 roku upoważniła Generała zakonu do kanonicznego erygowania klasztoru w Sadowiu. "Ludność była uradowana z tego pierwszego na daleką okolicę klasztoru" - pisze hr. Szembek. "Zakonnicy byli bardzo gorliwi i bezinteresowni, co zresztą pobudzało do nadzwyczajnej ofiarności. Ojcowie wyjeżdżali też na Misje, które cieszyły się wielkim powodzeniem. Miałem radość dowiedzieć się, że w pierwszym roku po poświęceniu rozdzielili w klasztorze, który nazwali "Golgotą", około czy ponad 10 000 Komunii św. (...) Na najwyższym punkcie postawiliśmy trzy krzyże. Na największy krzyż dałem mój kochany dąb z ogrodu. Do framugi na szczycie klasztoru wstawiłem figurę św. Józefa. Ojcowie zbudowali pod prostym kątem do klasztoru duży budynek gospodarczy. Zasadzili duży sad".
5. Nowicjat w Sadowiu
Dnia 26 listopada 1932 roku zaprowadzono w klasztorze klauzurę; przy uroczystej procesji z Najświętszym Sakramentem na parterze i na piętrze domu.
Pierwsza grupa nowicjuszów - 9 kleryków i 3 braci - przybyła do Sadowia 16 września 1933 - Roku Jubileuszu Odkupienia. Mistrzem nowicjuszów był o. Bartłomiej Rapetti (I884 - 1964). Tego roku przybyło z Przasnysza następnych trzech ojców: o. Juliusz Dziadowski (1890 - 1967) w charakterze przełożonego klasztoru, o. German Verheyde (ur. 1887) spowiednik nowicjuszów i zastępca przełożonego, Francuz, muzyk i kompozytor i o. Romuald Rota (ur. 1902), Włoch, wicemistrz nowicjuszów.
W 1934 roku przez pewien czas nowicjat w Sadowiu liczył 22 nowicjuszów. Niełatwe było życie w klasztorze w tych warunkach.
14 maja tego jubileuszowego 1933 roku została wyniesiona na ołtarze 24-letnia stygmatyczka włoska, Gemma Galgani (1878 - 1903). Łączyły ją ścisłe powiązania z zakonem Męki Pańskiej, nie tylko z racji jej duchowości pasyjnej, ale i dlatego, że za życia pozostawała pod duchowym kierownictwem świątobliwego pasjonisty o. Germana Ruoppoli, a po śmierci jej ciało spoczęło w kościele sióstr Pasjonistek w Lucca i Pasjoniści prowadzili jej proces kanonizacyjny. Toteż i w klasztorze w Sadowiu jej beatyfikacja została uroczyście uczczona przez specjalne trzydniowe nabożeństwa z udziałem duchowieństwa i wiernych także z sąsiednich parafii, i ze szczególnym zaangażowaniem nowicjuszów. Gdy ponadto weźmiemy pod uwagę niedawną kanonizację 24-letniego kleryka pasjonisty, św. Gabriela Possenti, a także wszczęte nowe procesy beatyfikacyjne szeregu młodocianych członków zakonu, wśród nich 15-letniego nowicjusza, Galileo Nicolini, nie będziemy się dziwić, iż pod kierunkiem tak świątobliwych przełożonych i wychowawców nasi nowicjusze byli dogłębnie przeniknięci ideałem dążenia do prawdziwej heroicznej świętości. Możemy powołać się na pisma, jakie zachowały się po dwóch znakomitych ówczesnych nowicjuszach. Jeden z nich, Salwator Załoga, krewny kardynała Aleksandra Kakowskiego, obdarzony żyłką poetycką, wypowiedział w formie wierszowanej ożywiające go pragnienia. W zbiorku jego wierszy czytamy m.in:
O Jezu najdroższy, moje Życie,
Do Ciebie wznoszę głos mój.
Zlewaj Twe łaski na mnie obficie,
Bom przecież jest sługa Twój.
Wiesz na pewno - Tyś wszystkowiedzący -
Myśli serca ludzkiego.
Ty znasz, Jezu, na Krzyżu wiszący,
Znasz myśli, mnie biednego.
O chciałbym zostać ukrytym świętym...
Chciałbym kochać, o mój Boże,
Miłością wielką, czystą,
Która nasycić me serce może,
Musi być wieczystą.
Dnia 28 lutego, w uroczystość patrona młodzieży zakonnej, św. Gabriela, wspomina młodszych kolegów z przasnyskiego gimnazjum klasztornego, z którymi w ubiegłym roku razem urządzano akademię, a którzy wkrótce też mają przybyć do nowicjatu. Myśli o nich z utęsknieniem, a w sercu budzą się pragnienia i uczucia, które zapragnął wyrazić w młodzieńczej prozie poetyckiej:
Chciałbym, aby oni wiedzieli, słyszeli. Ci, którzy nas może teraz wspominają, z którymi łączą nas wspólne cele i miłość braterska. Dzisiaj wielka uroczystość św. Gabriela. O, ileż im dzisiaj życzymy! Jak z ust Jezusa konającego na Golgocie wyrwał się ten potężny jęk serca spragnionego zbawienia dusz, ich miłości, tak i z naszych serc dzisiaj wyrywa się mimo woli to słowo: "Sitio!" Tak, Sitimus - Pragniemy! żeby byli szczęśliwi, szczęściem niezamąconym, płynącym z miłości Bożej. Pragniemy, aby ta anielska postać św. Gabriela uśmiechała się dzisiaj jeszcze serdeczniej, skrapiając ich serca ożywczą rosą łaski. Pragniemy, abyśmy razem pracowali na tej żyznej niwie polskiej. Pragniemy, ażebyśmy wszyscy zostali świętymi... Ale czy oni usłyszą, zebrani razem w tej sali, w której i my tak często zbieraliśmy się? W tej wieczornej ciszy, w której słychać najdrobniejszy szelest liści, może usłyszą to nasze wołanie, ten potężny krzyk serca!
... O głosie nasz z Golgoty wzleć,
Głosie potężny, młodzieńczy.
Miłość Bożą w ich sercach wznieć
I ta niech młodość ich wieńczy.
Nowicjusze wraz z zakonnikami w ciągu doby poświęcali kilka godzin na modlitwy ustne i medytacje religijne. Szczególnie uprzywilejowane miejsce wśród modlitw zajmowała psalmodia. Nowicjusze odmawiali cały brewiarz kapłański. Wyjątkowy urok miały nocne modlitwy, na które składał się śpiew psalmów Jutrzni z Laudesami, rozpoczynający się w nocy o godz. 2.15. Konfrater (taki tytuł przysługiwał klerykom) Salwator poświęcił nocnej Jutrzni jeden ze swoich wierszy zatytułowany "Po drugiej piętnaście":
Czyj to w nocy do nieba płynie głos?
Radosny, a zarazem stęskniony?
Taki pokorny, jak jesieni wrzos:
"O Boże, bądź od nas pochwalony!"
Gdy wszystkich zamknął powieki
Ów zdradziecki czarodziej, sen,
Płynie ten głos tak daleki.
Gdzie płynie? - Do nieba! Hen!
Do Boga Stwórcy, Pana naszego,
Co odkupił świat najdroższą swą Krwią
Miliardy rodzaju ludzkiego,
Duszę każdego z nas, a więc i twą!
Jakąż miłość, jakie dziękczynienie
Winniśmy Jemu, Zbawcy naszemu!
Jakie miłości i radości pienie
Winny się wznosić ku Niemu!
"Aperi, Domine" - tak się zaczyna,
A potem "Pater noster" się dodaje,
A w końcu cudowne "Ave Maria"
I ze skupieniem z miejsc swych się wstaje.
Idą ku Niebu korne modły
Z serc synów Ojca, Pawła świętego,
Które tylu do nieba zawiodły
Do stóp Chrystusa, Zbawcy naszego.
Młodzi klerycy kochali modlitwę. Modlitwa zaś wiedzie do świętości. A wśród nich był prawdziwy święty. Jego beatyfikacji oczekujemy. Sługa Boży Bernard od Matki Pięknej Miłości (1915 - 1945), rówieśnik Salwatora, był tak bardzo spragniony modlitewnego obcowania z Bogiem, że nie dość mu było godzin przeznaczonych na wspólne modlitwy. Za zgodą przełożonych przedłużał więc nocne modlitwy, pozostając sam na sam w rozmowie z Tym, którego całym sercem i ze wszystkich sił umiłował.
Z pobytu br. Bernarda w Sadowiu zachowało się 20 listów pisanych do rodziny, w których wypowiada swoje uczucia i pragnienia serca. Oto fragment jednego z listów:
... Tutaj dopiero zacząłem pojmować tajniki tego Serca, które tak bardzo ludzi ukochało. O, jakże ja kocham Serce mego Boga! Kochać Je więc całymi siłami, do szaleństwa, i dawać innym Je poznać, aby coraz więcej serc Je kochało - oto me marzenie, oto cel mego życia, oto ideał, dla którego chcę poświęcić wszystkie swe siły... Proszę się za mnie modlić, bym zadaniu swemu odpowiadał tak, jak tego pragnie boskie Serce Jezusa".
Bernard Kryszkiewicz, 22 X 1934
Jak widać z wyznania, płomień, przenikający jego serce był płomieniem apostoła, który swoje życie całkowicie oddał Bogu do dyspozycji. Wypowie to jeszcze dobitniej w modlitwie, jaką ułożył w Sadowiu, już po nowicjacie, jako 20-letni kleryk. Tę dłuższą modlitwę zatytułował "Boże, kocham Cię". Oto jej fragmenty:
"O Boże, Trójco Przenajświętsza, pragnę Cię kochać i pobudzać innych do miłowania Ciebie. Chcę pracować na chwałę Kościoła świętego, ratując dusze, walczące na ziemi i cierpiące w czyśćcu. Gorącym moim pragnieniem jest całkowicie spełniać wolę Twoją i dojść do chwały, którą, o Panie, zgotowałeś mi w Królestwie Twoim. Pragnę być świętym, a czuję całą swoją nieudolność i błagam Cię, o Boże, stań się świętością moją. Chciałbym Ci wynagrodzić niewdzięczność występnych i błagam, odbierz mi możność obrażania Ciebie, o mój Boże. Jeśli upadnę przez słabość, niechże natychmiast Boskie Twe wejrzenie oczyści mą duszę i wyniszczy wszelkie niedoskonałości, jak ogień, który wszystko w siebie przeistacza. Pragnąc, aby całe życie moje było jednym aktem doskonałej miłości, oddaję się na całopalną ofiarę Twej Miłości Miłosiernej. Wyniszczaj mnie bezustannie; przelewaj w serce moje strumienie nieskończonej miłości, przepełniającej Serce Twoje, abym stał się, o Boże, męczennikiem Twej świętej miłości. Boże, kocham Cię i ufam bez granic. A jak dowiodę Ci tego? Wiem, o Panie, że dusze prawdziwie Cię kochające oddają się Tobie całkowicie, i heroiczną ofiarą z siebie samych pragną uczcić Twe doskonałości. Za ich przykładem i ja iść pragnę. Ale jaką ofiarą z siebie mam jeszcze uczcić Twą Miłość Miłosierną? Wybierać ja, Panie, nie umiem; a raczej chciałbym wybrać taką, która by zawierała w sobie wszystkie inne. Boże mój, Ty mnie rozumiesz! Oddaję się więc Tobie, Panie, całkowicie, aby się we mnie spełniła Najświętsza Wola Twoja. Pragnę zaspokoić wszystkie pragnienia Twego Najświętszego Serca i te także, które dajesz poznać duszom jedynie najbardziej uprzywilejowanymi, najgoręcej Cię kochającym. Boże mój, wszystko, czegokolwiek zapragniesz, ja biedne, a mimo to tak bardzo przez Ciebie umiłowane stworzenie, dzisiaj Ci to daję, oddając się Tobie na całopalną ofiarę miłości bez żadnych z siebie zastrzeżeń. Miłości moja, rób ze mną, cokolwiek zapragniesz, a moim ostatnim wyrazem będzie zawsze i wszędzie: Boże, kocham Cię. Za każdym uderzeniem serca mego pragnę po nieskończone razy ponawiać tę ofiarę moją.
Bernard Kryszkiewicz, 25 II 1936
Święci są dobrymi strategami i doskonale wiedzą, jak zapewnić swoim pragnieniom realizację. Jak Bóg-Zbawiciel przyszedł do nas przez Maryję, tak i my do Boga możemy dojść tylko tą drogą, przez Maryję. Dlatego też Bernard w Jej ręce oddał sprawę swego uświęcenia, ponawiając oddanie się Matce Najświętszej, którego już dawniej dokonał. W tym akcie oddania, które w obszernych fragmentach cytujemy, napotka czytelnik owo znane "Totus Tuus" o sześć lat młodszego Karola Wojtyły, wyrażone tu z całym ładunkiem młodzieńczej emocji i entuzjazmu 20-letniego Kryszkiewicza, który Maryję nazywał po prostu swoją "Mamą ukochaną":
"Wiesz, Mamo droga, iż odkąd oddałem się na ofiarę Boskiej Miłości, jedno już tylko mam pragnienie, aby jak najprędzej Boski Płomień wyniszczył swoja ofiarę. Któż jednak mógłby mnie lepiej do tego przygotować nad Ciebie? Świadomy tego, oddaję się Tobie, Matko, całkowicie bez żadnych zastrzeżeń: Mamo ukochana, chcę być dzieckiem Twoim w sposób możliwie najdoskonalszy. Chcę należeć do Ciebie jeszcze wyłącznie] jak dziecko należy do swej matki. Tak, Mamo droga, wszystko, czym jestem, co było, co jest lub co być może moją własnością tak z dóbr zewnętrznych jak i wewnętrznych, wszystko to oddaję Tobie i to na wieki.Mamo Ty moja, Ty wiesz, iż gdybym miał tysiąc serc, wszystkie byłyby Twoją własnością. Mamo Ty moja, Matko Pięknej Miłości, pamiętaj o tym, iż cały jestem Twój, iż wszystko moje Twoją jest własnością, i wszyscy moi, których tak bardzo kocham, do Ciebie należą. Matko moja, nic więcej nad to Ci nie powiem - Ty czytasz w sercu moim i wiesz, co się tam dzieje, czym Ty jesteś dla niego. Za każdym uderzeniem serca mego pragnę ponawiać to moje oddanie się Tobie i to po wieczność całą.
Bernard Kryszkiewicz, 25 III 1936
Powyższe teksty dlatego zostały tu zacytowane, że stanowią wymowne świadectwo formacji, jaką otrzymywali nowicjusze w Sadowiu. Ks. Prymas Józef Glemp w słowie wstępnym do życiorysu, jaki został wydany w Krakowie 1982 r. pt. "Wszystkim dla wszystkich", pisze: "Sługa Boży Bernard Kryszkiewicz jest świadkiem, który dowiódł, że formacja kapłańska Pasjonistów zdała egzamin". Dodajmy, że taka formacja jest właściwa wszystkim nowicjatom zakonu. Przykład pierwszych nowicjuszów w Sadowiu świadczy, iż Pasjoniści wychowują świętych. Jest więc Sadowie - zgodnie z proroczą wizją o. Bartłomieja - sadem cnót. Podczas pobytu Bernarda Kryszkiewicza i jego kolegów w nowicjacie, w roku 1934 o. Juliusz wystąpił z inicjatywą wzniesienia na klasztornym wzgórzu trzech krzyży. Kronika klasztorna zanotowała, że przy obróbce krzyży pracowało bezinteresownie kilku mężczyzn z Sadowia. Nowicjusze umieścili na środkowym, najwyższym krzyżu tabliczkę z napisem : J.N.R.J. (Jezus Nazareński, Król Żydowski) i godło zakonu, na poprzecznej belce wyryto słowa: "W Krzyżu zbawienie", a u podnóża mały grecki krzyż i słowa: "Pamiątka Jubileuszu Odkupienia", 1935. Kronikarz dodaje: "I tak wzgórze, które nazwaliśmy Golgotą, zaczyna przybierać wygląd Kalwarii. Niech Bóg to sprawi, by widok tych krzyży ułatwiał nam: żywą pamięć o Męce i Śmierci Jezusa Chrystusa. Niechaj Bóg to sprawi, byśmy tu mogli wybudować wielki klasztor i wielki kościół i żeby ta góra stała się tak dla Pasjonistów jak i dla wiernych prawdziwym mons sanctificationis - górą uświęcenia!"
Poświęcenie krzyży odbyło się podczas uroczystości odpustowej św. Pawła od Krzyża, 28 kwietnia roku następnego. Napływ wiernych, pielgrzymów - stale wzrastał. Tego roku rozdano około 23 tysiące Komunii św.
6. Podczas okupacji hitlerowskiej
Dzieje sadowskiego klasztoru za okres wojenny opracował i zamieścił w Kronice klasztornej o. Michał Stolarczyk (1916 - 1981). Archiwum klasztorne w Sadowiu posiada też relację o. Zdzisława Solaka (ur. 1913). O sytuacji okupacyjnej Sadowia, okolicy i klasztoru pisze w Kronice Szkoły wspomniany już nauczyciel Edmund Zwierzycki.
Z tych źródeł dowiadujemy się, że po inwazji armii hitlerowskiej na Polskę we wrześniu 1939 roku, zakonnicy z Sadowia wyruszyli do Polski centralnej, do swojego klasztoru w Rawie Mazowieckiej, w archidiecezji warszawskiej. O. Pius znalazł schronienie w ambasadzie włoskiej w Warszawie, skąd został ewakuowany do Italii. Pod koniec września, po ustaniu działań wojennych, do Sadowia przybył o. Zdzisław, a nieco wcześniej trzej Bracia: Wacław Kamieński (1876 - 1943?), Czesław Taszarek (ur. 1911) i Jerzy Marchliński (1916 - 1981). O. Zdzisław pełnił funkcję przełożonego i duszpasterza w Sadowiu, a następnie kolejno w Wysocku i Ostrowie. Zespół ten utrzymał się w Sadowiu do lipca 1941 roku, kiedy to klasztor zajęli Niemcy, przeznaczając go na pomieszczenie dla młodzieży hitlerowskiej (Hitlerjugend).
W nocy 1 maja 1941 r. okupanci ścięli trzy krzyże na klasztornej Golgocie, a na ich miejsce wznieśli na maszcie czerwoną flagę ze swastyką. Zakonnicy musieli opuścić klasztor. Udało się jeszcze zabezpieczyć sprzęt kościelny i przechować u mieszkańców Sadowia. Bracia Czesław i Jerzy udali się do swoich rodzin, a starszy wiekiem Brat Wacław zamieszkał w Sadowiu u życzliwych ludzi.
Ponieważ ks. Przemysław Osowicki, proboszcz parafii Wysocko Wielkie musiał się ukrywać, o. Zdzisław podejmując ryzyko przez trzy miesiące wykonywał wszystkie czynności duszpasterskie w Wysocku i Sadowiu. W jego relacji czytamy:
W niedzielę po 14 września 1941 roku odbył się ostatni odpust Podwyższenia Krzyża w Wysocku. Było ogromnie dużo ludzi, także z Ostrowa i okolicy. Na drugi dzień kościół został zamknięty. Ale i tu udało mi się zabezpieczyć z zamkniętego już kościoła wszystkie sprzęty liturgiczne. W ciągu dwóch tygodni zostali aresztowani księża w całej okolicy i wszystkie kościoły, z wyjątkiem Mikstatu, zamknięte. Aresztowany został także w Sadowiu Brat Kamieński (później zginął w Dachau). Ja zaś opatrznościowo uniknąłem aresztowania i rozpocząłem konspiracyjną pracę duszpasterską w Ostrowie i okolicy, wraz z kilkoma innymi księżmi, wśród nich z ks. A. Czwojdą. Trwało to do września 1942 roku.
Ponieważ Niemcy natrafili na ślad jego pracy, o. Zdzisław był zmuszony opuścić Ostrów. Dzięki życzliwości przyjaciół zdołał uzyskać skierowanie do pracy w Niemczech. Do kwietnia 1945 roku przebywał w miejscowości Welzow N.L. na Łużycach i pracował jako magazynier hurtowni spożywczej, pełniąc w ograniczonej mierze czynności kapłańskie.
Klasztor i kościół w Sadowiu w czasie pobytu w nim Niemców został zupełnie pozbawiony cech domu Bożego. W kościele urządzili sobie salę taneczną i gimnastyczną, w wewnętrznej zaś kaplicy w miejsce ołtarza zbudowali murowany kominek ze swastyką. Z zewnętrznej framugi kościoła usunięto figurę św. Józefa. Rozebrano dzwonnicę, ale dzwony ocalały.
Przed Wielkanocą 1945 roku do Sadowia przybył o. Tytus Kołakowski (ur. 1913), by przywrócić klasztor do używalności. Zastał ogołocony ze wszystkiego. Był to bardzo przykry widok. Wkrótce o. Tytusa zastąpili ojcowie Leon Morawski (ur. 1905) i Stefan Szafraniec (ur. 1914). Im to przypadło w udziale reaktywowanie fundacji, zorganizowanie duszpasterstwa i życia zakonnego, tak pod względem gospodarczym, jak i religijnym. Należało klasztor z powrotem przygotować na przyjmowanie nowych kandydatów do nowicjatu.
Nieliczne jeszcze przed wojną grono polskich Pasjonistów zostało poważnie uszczuplone, gdyż czterech ojców i czterech Braci zginęło w obozach zagłady hitlerowskiej, nowicjat oraz seminarium niższe i wyższe zostały rozwiązane. Na szczęście pięciu kleryków, którzy na krótko przed wojną wyjechali do Rzymu i tam w roku 1940 otrzymali święcenia kapłańskie, wzmocniło i pomnożyło nadwątlone siły Zgromadzenia. Przymusowy pobyt w Wiecznym Mieście w większości wykorzystali na studia specjalistyczne. O. Michał Stolarczyk, teolog i biblista, profesor na Międzynarodowym Instytucie Teologicznym Pasjonistów w Rzymie, po powrocie do kraju objął w Sadowiu funkcję mistrza nowicjatu.
W roku 1946 nowicjat liczył czterech nowicjuszów, w 1948 sześciu, w 1950 trzynastu. Stopniowo zwiększała się liczba zakonników. Nawet w czasach kryzysu powołaniowego polska prowincja Pasjonistów nigdy nie notowała regresu, lecz stopniowy stały wzrost. Poszerzało się też pole pracy apostolskiej. Ojcowie z Sadowia wyruszali z posługą kapłańską nie tylko do sąsiednich parafii, lecz głosili misje i rekolekcje w różnych diecezjach Polski i w różnych zakonach.
7. Ważniejsze daty i fakty w okresie powojennym
W roku 1958 powstały dwie nowe placówki zakonne, w Warszawie i Łodzi. Klasztor warszawski na Grochowie (ul. Zamieniecka 21) stał się domem prowincjalnym oraz domem studiów, służącym za mieszkanie klerykom. Klasztor w Łodzi na Teofilowie (ul. Grabieniec 10) jest wielkim ośrodkiem duszpasterskim. Pasjoniści wybudowali tu wspaniałą świątynię pod wezwaniem Matki Bożej Bolesnej. W tym też 1958 roku Stolca Apostolska erygowała polską prowincję zakonną Pasjonistów pod wezwaniem Wniebowzięcia NMP. Dotychczas polskie placówki zakonne stanowiły wiceprowincję bezpośrednio zależną od o. Generała w Rzymie. Pierwszym prowincjałem, którego staraniom przypisać należy ten sukces, był wychowanek Sadowia, o. Jan Wszędyrówny (ur. 1916). Kolejni jego następcy na tym stanowisku - ojcowie Stefan Szafraniec (ur. 1914), Dominik Buszta (ur. 1919), Bogdan Kołakowski (ur. 1932) i Władysław Zyśk (ur. 1941) - także są wychowankami Sadowia, tutaj bowiem odbywali swój nowicjat. Stąd też wywodzą swój rodowód zakonny Pasjoniści wykładowcy na KUL-u, o. Damian Wojtyska (ur. 1933), historyk, prorektor Uczelni, i o. Jerzy Kopeć (ur. 1938), teolog-liturgista.
W roku 1960 nastąpiła zmiana tytułu kościoła i klasztoru w Sadowiu. Ten fakt wymaga wyjaśnienia. Dotychczasowy patronat "Opieki św. Józefa" nominalnie stał się nieaktualny z chwilą gdy po Soborze liturgiczne święto o tej nazwie zostało skasowane na rzecz uroczystości "Św. Józefa Robotnika" (1 maja). Nic prostszego jak przesunąć tytularne święto na 1 maja lub 19 marca. Jednak wzgląd na urządzanie Odpustu przemówił na niekorzyść jednej i drugiej daty. 19 marca przypadają dwa odpusty w sąsiedzkich parafiach, 1 maja zbiega się z odpustem założyciela zakonu, św. Paweł od Krzyża przypadającego na 28 kwietnia (współcześnie i ta uroczystość została przeniesiona - na 19 października). Najwłaściwszy dla zakonu tytuł "Podwyższenia Krzyża" konkurowałby z odpustem w Wysocku. Biorąc zatem pod uwagę wszystkie względy i okoliczności, ostatecznie wybrano tytuł "Chrystusa Króla", który - jak wiadomo - ma charakter pasyjny, gdyż godność królewską raczył Chrystus przyjąć w czasie swej Męki. W obecnym kalendarzu liturgicznym uroczystość Chrystusa Króla obchodzona jest w ostatnią niedzielę przed Adwentem. O. Bartlomiej po otrzymaniu z Sadowia wiadomości o tej zmianie napisał: "Povero san Giuseppe - biedny św. Józef!"
W roku 1961 ówczesny przełożony o. Wacław Wojciechowski (ur. 1917) przystąpił do rozbudowy klasztoru, zbyt ciasnego na potrzeby nowicjatu. Warunki pozwoliły jedynie na dobudowę tzw. "domu jednorodzinnego" do tylnej części budynku od podwórza. Dało to łącznie na parterze i piętrze pięć pokoi mieszkalnych oraz dużą salę na poddaszu i łazienki na parterze i piętrze.
W roku 1962 nowicjat w Sadowiu, wraz z całym zakonem, uroczyście uczcił setną rocznicę śmierci swojego patrona, św. Gabriela od M. B. Bolesnej Possenti, kleryka-pasjonisty. Na tę uroczystość nadeszły do nowicjatu błogosławieństwa i życzenia od księży Biskupów: Arcybiskupa Antoniego Baraniaka z Poznania, Arcybiskupa Bolesława Kominka z Wroclawia, Biskupa Kazimierza Kowalskiego z Pelplina. Ks. Prymas Stefan Wyszyński nadesłał ścienny obraz Matki Boskiej Częstochowskiej z odręczną dedykacją: "W Roku Uroczystości Jubileuszowych ku czci św. Gabriela od Matki Bożej Bolesnej na obfite łaski dla Waszego zaszczytnego powołania - Młodzieży Nowicjackiej całym sercem błogosławi, oddając pod opiekę Dziewicy Wspomożycielki - Maryi Stefan Kard. Wyszyński. Prymas Polski. Warszawa w kwietniu 1962 RP". Nadesłał także błogosławieństwo przyjaciel Pasjonistów kardynał Jan Król z Filadelfii.
Staraniem nowicjatu z Sadowia ukazało się w polskiej i zagranicznej prasie szereg publikacji poświęconych postaci św. Gabriela. M. in. "Wiadomości Archidiecezjalne Warszawskie" oraz "Miesięcznik Kościelny Archidiecezji Poznańskiej" opublikowały tłumaczenia Listu Apostolskiego papieża Jana XXIII o św. Gabrielu, a "Przewodnik Katolicki" i inne tygodniki zamieściły artykuły i sprawozdania.
Siostry Kapucynki - klauzurowy zakon przeszczepiony w roku 1961 z Przasnysza do Ostrowa Wlkp. (ul. Asnyka 10) ofiarowały dla Sadowia duży obraz św. Gabriela, namalowany przez S. Gertrudę, jako wyraz wdzięczności za duchową posługę, jaką przez kilka pionierskich lat ich fundacji pełnił mistrz nowicjatu o. Dominik. Na przestrzeni wielu lat służył on także jako spowiednik i konferencjonista Siostrom Elżbietankom w Ostrowie, Krotoszynie, Skalmierzycach, Pogrzybowie i Psarach oraz Siostrom Nazaretankom w Kaliszu, Ostrzeszowie i Ligocie, głosząc ponadto rekolekcje w innych zakonach, a także parafiach. Bardziej jednak aktywnymi i głośnymi rekolekcjonistami i misjonarzami z Sadowia byli o. Juliusz Dzidowski, o. Stanisław Michalczyk, o. Jan Wszędyrówny, o. Andrzej Tanenbau, o. Stefan Szafraniec, o. Wacław Wojciechowski, o. Piotr Bartz, o. Zenon Sztymelski i inni. Mimo że grono kapłanów było zbyt szczupłe, by mogło zadośćuczyni licznym zaproszeniom z pracą misjonarską i duszpasterską, to jednak bywało, że w ciągu roku zdołano przeprowadzić około czterdzieści serii misji i rekolekcji parafialnych. Do tego dochodziło częste wspieranie parafii z okazji odpustów lub innych uroczystości oraz regularna pomoc w konfesjonale z okazji pierwszopiątkowych i innych masowych spowiedzi.
W okresie uwięzienia ks. proboszcza Przemysława Osowickiego oraz przewlekłej choroby ks. proboszcza Stanisława Zięby ojcowie z Sadowia przejmowali wszystkie funkcje duszpasterskie w Wysocku. Gdy weźmiemy pod uwagę, że każdorazowy wyjazd ojców z posługą apostolską do wiernych jest wspomagany modlitwą i pokutą braci zakonnych i nowicjuszów, to w niezbadanych wyrokach Bożych i tajemniczym działaniu łaski wpływ klasztoru w dziedzinie religijno-moralnej na społeczeństwo ma swoje znaczenie. Ale także w dziedzinie cywilizacyjno-kulturalnej klasztor pozytywnie wpływa na poziom życia społeczeństwa, czego nie omieszkał podkreślić we wspomnianej Kronice Szkolnej nauczyciel Edmund Zwierzycki. Estetyka nabożeństw, uświetnianych przez wiele lat nie tylko posługą liturgiczną nowicjuszów, ale także występami miejscowego chóru mieszanego, zorganizowanego i prowadzonego przez znakomitego śpiewaka i muzyka o. Stefana Szafrańca, organizowanie pielgrzymek, procesji i innych uroczystości, udostępnianie dobrej lektury, wieloletnia katechizacja dzieci i młodzieży prowadzona przez ojców Sylwestra Jukla, Franciszka Maruszewskiego i innych, szereg inicjatyw o znaczeniu cywilizacyjnym, wszystko to stanowi wkład w życie społeczeństwa.
Na przestrzeni tych lat, zwłaszcza powojennych, klasztor w Sadowiu był i jest ośrodkiem informacji o zakonie i jego apostolstwie. W prasie ukazało się mnóstwo artykułów i notatek o zakonie, o jego działalności, o jego świętych. Tu powstawały zbiory poezji pasyjnej i maryjnej, które przy współpracy Ostrowskiego grafika Bolesława Trzcińskiego oraz fotografa Wacława Malika z synem Zygmuntem, wędrowały daleka i szeroko w postaci albumów i oddzielnych kart w tysiącach egzemplarzy. Liturgiczna modlitwa na uroczystość św. Pawła od Krzyża mówi, iż został on ze swym Zgromadzeniem powołany do głoszenia Tajemnicy Krzyża. Klasztor sadowski zwrócił się do ówczesnego Metropolity Krakowskiego ks. Kardynała Karola Wojtyły z prośbą o napisanie artykułu na temat duchowości pasyjnej świętego Założyciela, z okazji przypadającej w 1961 roku setnej rocznicy jego kanonizacji. Czcigodny Arcypasterz nie odmówił. Napisał artykuł i opublikował go w periodyku "Ateneum Kapłańskie" (t. 70, 1967, z. 5-6, s. 258-264). Donosząc o tym do Sadowia pisał z Krakowa: "Pragnę zapewnić, że z radością napisałem artykuł o duchowości pasyjnej św. Pawła od Krzyża. Dziękuję też Ojcu za cenny album pasyjny, tak wymownie przedstawiający nam Tajemnicę Krzyża. Z serdecznym pozdrowieniem in Cristo et Maria. ks. Karol kard. Wojtyła".
Z zagranicznych wydawnictw i klasztorów docierały do Sadowia książki i czasopisma religijne. Zainteresowano tą literaturą znakomitego pisarza i tłumacza, Teresę Dmochowską z Łodzi, znaną w naszej literaturze religijnej pod pseudonimem najczęściej Jana Rybałta. Jak bardzo zafascynowała się duchowością zakonu Pasjonistów, świadczy wypowiedź, jaka ukazała się pośmiertnie w ósmym tomie serii wydawniczej ATK pt. "Chrześcijanie" (str. 477), a którą wypada tu zacytować:
...Może dlatego, że już od dawna dobrze znałam tyle klasztorów, uderzył mnie od razu zupełnie swoisty charakter duchowości św. Pawła od Krzyża, tak wiernie, a zarazem tak twórczo przekazywany i rozwijany przez jego synów. Tak! Co tu ukrywać. Zakochałam się w tym zakonie, w jego duchu, w postaciach jego świętych. I wtedy - jak każdy zakochany rzuciłam wszystko, całą moją dotychczasową pracę translatorską i dydaktyczną, by poświęcić się całkowicie zadaniu, jakim mnie zaszczycili Pasjoniści. Chodziło tu głównie o przekłady dotąd jeszcze nie spolszczonych, najwartościowszych, obcojęzycznych życiorysów Świętych Pasjonistów, jak również dzieł uczonego Pasjonisty, profesora Instytutu Katolickiego w Paryżu, ojca Stanislas Breton, dotyczących istoty duchowości pasyjnej, takich, jak "Mistyka pasyjna", "Męka Pańska w oczach filozofów" etc.
Owocem tej pracy są publikowane w wydawnictwie Apostolstwa Modlitwy u Księży Jezuitów w Krakowie życiorysy św. Gabriela i św. Pawła od Krzyża. Jest też przygotowany do druku życiorys apostoła ekumenizmu w Anglii, bł. Dominika Barberi, Pasjonisty.
W Sadowiu rozpoczęto badania i studia nad postacią Sługi Bożego o. Bernarda Kryszkiewicza, który - jak już wspomniano - tutaj rozpoczął swój bieg ku świętości. Tutaj zaczęto zbierać wspomnienia i opinie o nim od osób, które znały go za życia, a dziś rozproszonych po Polsce, a nawet po świecie. Tu przygotowywano do druku jego pisma. Dzięki zebranym i opracowanym materiałom zainteresowali się postacią o. Bernarda pisarze i publicyści, np. ks. Adam Boniecki z "Tygodnika Powszechnego", ks. Stanisław Walkowiak, redaktor "Przewodnika Katolickiego", warszawski poeta ks. Jan Twardowski, poeci Józef Szczawiński i Zdzisław Łączkowski, pisarz Jan Dobraczyński i szereg innych. Poczęły ukazywać się artykuły i pracowania w całej niemal katolickiej prasie polskiej, a także w Paryżu i Londynie, we Włoszech i Stanach Zjednoczonych. Światowej sławy psycholog i pedagog Kazimierz Dąbrowski opracował "Osobowość i twórczość o. Bernarda Kryszkiewicza", podjęto prace naukowe o nim na KUL, ATK oraz na Papieskich Wydziałach Teologicznych w Krakowie i Poznaniu. W Księgarni Św. Wojciecha w Poznaniu ukazała się pierwsza biografia o. Bernarda, pióra s. Kingi Strzeleckiej, Urszulanki, a potem kolejno dwa życiorysy pióra s. Immakulaty Janiny Adamskiej, Karmelitanki rodem z Ostrowa. W roku 1982 ukazała się tejże autorki w Krakowie u oo. Karmelitów Bosych monografia o Słudze Bożym, poprzedzona Słowem wstępnym księdza Prymasa Józefa Glempa. I wreszcie z Sadowia powędrowała do Rzymu dokumentacja wymagana w Watykanie do wszczęcia procesu beatyfikacyjnego o Kryszkiewicza. Tutaj bowiem przez wiele lat mieściło się krajowe biuro wicepostulatora sprawy beatyfikacyjnej (zmarł w 2005 r.).
Od roku 1975 klasztor w Sadowiu począł pełnić inną jeszcze rolę. Dekretem ks. Metropolity Poznańskiego, Arcybiskupa Antoniego Baraniaka, z dnia 8 września 1975 r., przy klasztorze został ustanowiony ośrodek duszpasterski z pełnymi prawami parafii. Pierwszym jej proboszczem został mianowany o. Stefan Szafraniec, wieloletni przełożony klasztoru. Należy zaznaczyć, że klasztor od początku wykonywał prace i zadania duszpasterskie względem tych parafian, którzy z powodu dużych odległości od parafialnego kościoła w Wysocka ugęszczali do Sadowia. Teraz do zwykłych dotychczasowych czynności duszpasterskich doszły chrzty, śluby, pogrzeby i kancelaria parafialna. Do nowej parafii należą wsie: Sadowie, Westrza, Parczew i część Wtórku.
W roku 1979 z inicjatywy o. przełożonego-proboszcza, według jego projektu i pod jego nadzorem, parafianie dokonali powiększenia kościoła. Podwyższono około 150 cm ściany z dachem, który pokryto nową dachówką; sufit wyłożono jesionowymi deskami i pomalowano w jasnej pogodnej tonacji. Przy głównym wejściu dobudowano kruchtę, w pobliżu prezbiterium boczną kaplicę Matki Bożej i boczną kruchtę, a pod kościołem urządzono drugą z kolei salkę dla potrzeb katechetycznych. Prace trwały od maja do listopada 1979 roku.
W 35 rocznicę istnienia klasztoru, w roku 1967 złożył w Sadowiu wizytę ks. Biskup Tadeusz Etter z Poznania. Na spotkaniu z zakonnikami i wiernymi powiedział: "To była naprawdę błogosławiona chwila w życiu Kościoła Poznańskiego, gdy 35 lat temu w sercu wielkiego Prymasa Polski, Kardynała Hlonda, zrodziła się myśl, żeby do Archidiecezji sprowadzić Zgromadzenie Ojców Pasjonistów i osiedlić ich właśnie na tym miejscu. Każdy zakon jest wielkim dobrodziejstwem dla Kościoła, dla Archidiecezji, ale chyba największym dobrodziejstwem jest dla tej miejscowości i dla okolicy, gdzie taki klasztor się osiedlił. Muszę z całego serca bardzo Wam oddanego podziękować Ojcom Pasjonistom za to, że tu przybyli, za ich pomoc, której udzielają Archidiecezji całej, gdy stąd wyruszają na misje, na rekolekcje, na zastępstwa; gdy do nich się zwracamy, zawsze nam pomagają". Zwracając się zaś do wiernych, powiedział: "A Wam, Drodzy moi, muszę z tą samą wdzięcznością i serdecznością podziękować za to, że im dajecie pomoc i wsparcie, a przede wszystkim, żeście im oddali Wasze serca, Wasze zaufanie, bo dzięki temu ta wioska Wasze Sadowie i okolica rzeczywiście tak pięknie objawia swoją wiarę, swoje przywiązanie do Kościoła świętego, swoją dobroć polskiego ochrzczonego serca".
8. Jubileusz
Przygotowania do obchodów jubileuszu 50-lecia klasztoru obejmowały dziedzinę informacyjną i duszpasterską. Księża proboszczowie Ostrowskich parafii udostępnili przełożonemu klasztoru ambony swoich kościołów dla wygłoszenia kazań informujących o zakonie, o Słudze Bożym Bernardzie Kryszkiewiczu i o jubileuszu. W tych też kościołach urządzono wystawę, opracowaną przez Ostrowskiego grafika Bolesława Trzcińskiego, a obrazującą powstanie i działalność klasztoru na przestrzeni lat 1932 - 1982. Profesor uniwersytetu wrocławskiego Jerzy Pietrzak przygotował artykuły prasowe. Kilka pism religijnych o zasięgu krajowym zamieściło notatki zapowiadające jubileusz. Poznańska Kuria Metropolitalna wydała dla kościołów Archidiecezji Komunikat informujący i zachęcający duchowieństwo i wiernych do udziału w uroczystościach jubileuszowych w Sadowiu. Bezpośrednim przygotowaniem do centralnej uroczystości była tygodniowa misja parafialna, którą przeprowadził wiceprowincjał Pasjonistńw, o. Bogdan Kołakowski z Przasnysza wraz z o. Jerzym Chrzanowskim. Misja rozpoczęła się inauguracją Drogi Krzyżowej na wzgórzu "Golgoty". Odprawiano ją każdego dnia w czasie misji, z licznym udziałem nie tylko miejscowych parafian, ale także pielgrzymów z Ostrowa i innych parafii. (Zanim zostaną ufundowane z trwałego materiału i odpowiednich rozmiarów stacje Drogi Krzyżowej, zawieszono na brzozowych krzyżach piękne gipsowe płaskorzeźby, które dla Sadowia ofiarował ks. Władysław Gatzek, proboszcz parafii Lenartowice z diecezji gnieźnieńskiej.) Każdego też dnia główną Mszę św. kolejno odprawiali: ks. prałat Marian Magnuszewski, dziekan z Kępna, ks. dziekan Mieczysław Kutzner i ks. dziekan Tadeusz Szmyt z dekanatów Ostrowskich, ks. dziekan Tadeusz Neumann z Odolanowa, ks. Eugeniusz Lijewski, dziekan ołobocki. Wśród jubileuszowych gości i pątników należy wymienić ojca Czesława Białka, Jezuitę z Poznania, który poruszając się na wózku inwalidzkim odprawiał Drogę Krzyżową, po której wygłosił z tejże "mównicy" kazanie o Tajemnicy Krzyża.
Wspomnieć wypada księży Alfreda Mąkę, proboszcza parafii farnej z Ostrowa i Henryka Kujawę, proboszcza z Ociąża, którzy podobnie jak ks. prałat Magnuszewski, przyczynili się ofiarnie, wraz z miejscowymi parafianami oraz innymi ofiarodawcami, do ufundowania nowej "Golgoty". Wzniesiono na niej trzy imponujące krzyże z jednolitego drzewa dębowego, z których najwyższy liczy 11 m. ponad ziemią, a zawieszony na nim wizerunek Chrystusa ma 3 m, wysokości. Krzyże wykonał znany w okolicy cieśla Teofil Płomiński z Psar, a rzeźbę Ukrzyżowanego wykonał i ofiarował dla sadowskiej "Golgoty" Jarosław Doktór z Ostrowa.
Wśród pielgrzymów, oprócz księży z odległych nawet dekanatów, wspomnieć trzeba Pasjonistów ze wszystkich polskich sześciu klasztorów, wśród nich jedynego z dotąd żyjących zakonników budowniczych klasztoru w Sadowiu, Brata Franciszka Użarowskiego. W centralnej uroczystości jubileuszowej uczestniczyli też dwaj Pasjoniści profesorowie Katolickiego Uniwersytetu lubelskiego, prorektor, o. Damian Wojtyska, oraz teolog-liturgista, o. prof. Jerzy Kopeć. Na tę centralną uroczystość, w niedzielę 12 września, przybyły autokarami setki pielgrzymów z Łodzi i Rawy Mazowieckiej. Wśród wielotysięcznej rzeszy wyróżniali się pielgrzymi z Rawy w tradycyjnych barwnych strojach regionalnych. O podtrzymywanie tej tradycji troszczy się ze szczególnym zamiłowaniem przy klasztorze oo. Pasjonistów w Rawie Brat Henryk Rostalski rodem z Nowych Skalmierzyc.
W czasie Mszy świętej jubileuszowej, przy własnym akompaniamencie muzycznym kilkudziesięciu instrumentów dętych i smyczkowych, śpiewał dziecięcy zespół z pobliskiej Rososzycy, pod kierunkiem jego twórcy, tamtejszego organisty Tadeusza Gruszki.
Jubileuszowa uroczystość zbiegła się czasowo z odbywającą się w Rzymie kapitułą generalną zakonu, dlatego zabrakło tego dnia w Sadowiu przełożonego polskiej prowincji, który uczestniczył we wspomnianej kapitule. Tym mniej można się było spodziewać na uroczystości ojca generała. Jednak w ramach obchodów roku jubileuszowego o. Generał Paweł M. Boyle przybył do Sadowia 14 sierpnia 1982 r. i tu przyjął śluby zakonne od dziewięciu kleryków. Następnego dnia uczestniczyli oni, wraz z ojcami i braćmi oraz parafianami sadowskimi, we Mszy św. na Jasnej Górze przed Cudownym Obrazem, koncelebrowanej pod przewodnictwem ojca Generała. Tam też nastąpiło spotkanie z ks. Prymasem Józefem Glempem, który w tym właśnie czasie skierował do Sadowia specjalny List z błogosławieństwem. Nieco wcześniej, nadeszło Błogosławieństwo Apostolskie od Ojca Świętego Jana Pawła II, a następnie od Ordynariusza Archidiecezji Poznańskiej, ks. Arcybiskupa Jerzego Stroby. Terminarz zajęć pasterskich nie pozwolił mu na przewodniczenie uroczystości jubileuszowej, toteż godnie go zastąpił, związany z Sadowiem, ks. Biskup Tadeusz Etter. Witając go, miejscowy przełożony podkreślił, że fakt, iż na tej "Golgocie" stanął w takiej chwili męczennik obozów koncentracyjnych, który z widocznym trudem, ale i z ofiarnym oddaniem, dokonuje poświęcenia Chrystusowego krzyża i sprawuje Jego Najświętszą Ofiarę, ma znaczenie symbolu i zasługuje na szczególną wdzięczność. Wierni z przejęciem uczestniczyli w ceremonii adoracji poświęconego krzyża. Najpierw ucałował go Celebrans, asystujące duchowieństwo i służba ołtarza, a po Mszy św. tysięczne rzesze wiernych. Przyjął się obecnie ten gest adoracji, zwłaszcza u dzieci.
Na uznanie zasługuje miejscowe społeczeństwo, które wzięło czynny udział w przygotowaniach i przebiegu uroczystości (straż pożarna), a pielgrzymom okazało dużo gościnności.
Wielka homilia księdza Biskupa, wygłoszona z właściwym mu namaszczeniem, zasługuje na odrębną publikację. Tu zamieszczamy jej fragmenty:
Wstąpiliśmy na "Golgotę", żeby przeżyć wielką tajemnicę. "Oto wielka tajemnica wiary!" Tajemnica Boga, który jest Miłością i tajemnica człowieka stworzonego na obraz i podobieństwo Boże, lecz zbuntowanego, niewiernego. A jednak odkupionego śmiercią Chrystusa Pana, uświęcanego ustawicznie przez Ducha Świętego dzięki łasce i zasługom Jezusa Chrystusa na krzyżu wysłużonym i w Kościele świętym złożonym. To miejsce, które słusznie nazwano "Golgotą", bardzo usposabia nas do przeżycia tych największych tajemnic: tajemnicy upadku człowieka oraz jego odrodzenia, odnowienia i uświęcenia, tajemnicy ustawicznego dodawania do ofiary Jezusa Chrystusa tego, czego tej ofierze brakowało na Golgocie. Bo, Drodzy moi, wszyscy macie na pewno tyle doświadczenia osobistego i znajomości siebie, że zdajecie sobie sprawę, iż nieraz zło tkwiące nawet może z zamierzchłej przeszłości w sercu i wnętrzu kogoś z tu obecnych, może w najbliższym otoczeniu, w rodzinie, małżeństwie, wiosce, parafii, ojczyźnie naszej czy w całym rodzaju ludzkim jest tak wielkie i straszne, że wszystko wydaje się zbyt małe, by je wykorzenić. Za mało skuteczna wydaje się modlitwa, a nawet ta Najświętsza Ofiara Kalwaryjska, którą my tu wszyscy sprawujemy, wydaje się niewystarczająca na wykorzenienie zła. Trzeba czegoś jeszcze więcej. Trzeba ofiary, cierpienia i męki, czyli naśladowania Jezusa Chrystusa w Jego zbawczym dziele, dosłownie w taki sposób, w jaki On tego dzieła dokonał męką i śmiercią krzyżową.
Ojcowie Pasjoniści pragną, żeby to miejsce wybrane przez Boga stało się nie tylko miejscem, w którym Chrystus Ukrzyżowany będzie świadczył swoje miłosierdzie i litość dla ludzi słabych i upadłych, ale właśnie stąd ,przez nich będzie mógł dalej prowadzić swoje zbawcze dzieło. Pragną, aby to miejsce stało się miejscem pielgrzymek, nie tylko z sąsiednich parafii i dekanatów, ale z dalszych nawet okolic naszej Archidiecezji, czy nawet spoza niej. Żeby w tym miejscu w szczególny sposób rozpatrywano i rozważano tajemnicę męki, śmierci i zmartwychwstania Pana Jezusa, dla lepszego jeszcze poznania i uszanowania człowieka, siebie samego i każdego innego człowieka, który jest obrazem Boga i w którym tyle jest człowieczeństwa, ile w nim jest rysów Boskich...
To miejsce niech się stanie rozsadnikiem ufności, zwłaszcza w chwilach trudnych, po ludzku mówiąc nawet beznadziejnych, niech będzie miejscem nadziei na lepszą przyszłość.
Te słowa współbrzmiały z napisem jaki umieszczono przy krzyżach na tle flag narodowej i papieskiej: "Polsko zawsze wierna, w tym znaku zwyciężasz!"
Przed Pasjonistami w Sadowiu otwiera się nowe pole pracy. Wzgórze "Golgoty" wymaga dalszej rozbudowy i adaptacji terenu dla celów pielgrzymkowych. Niebogata, mała miejscowa parafia nie będzie w stanie tego dzieła dokonać, choć niemało już dokonała, bo jest ofiarna. Skoro jednak to miejsce "przez Boga wybrane" ma służyć szerszym kręgom społeczeństwa, należy ufać, że od niego też przyjdzie pomoc. Ufność ta jest tym bardziej uzasadniona, że bazuje na sprawdzonym już mocnym "zapleczu" modlitewnym:
Boże, który uświęciłeś życiodajny sztandar Krzyża Najdroższą Krwią swojego Jednorodzonego Syna, spraw, prosimy Cię, abyśmy chlubiąc się Krzyżem świętym, doznawali wszędzie Twojej opieki.
Panie, Boże nasz, który sprawiasz, że z radością oddajemy cześć Krzyżowi świętemu, przyjmij nasze prośby i broń nas nieustannie jego mocą.
9. Czasy współczesne
Coraz liczniej ściągają tutaj pielgrzymi i turyści, by na łonie nieskażonej przyrody nie tylko odpocząć fizycznie i psychicznie, ale przede wszystkim by w cieniu krzyży "odetchnąć Męką Chrystusową". Bo na sadowskiej "Golgocie" myśli spontanicznie wznoszą się do Boga, a serce i dusza się modli. A kto raz zakosztuje tego Bożego relaksu, pragnie tu ponownie wrócić, jak ów pielgrzym z dalekiej Łodzi, który pisze: "Pragnę znów wśród ciszy sadowskiej Golgoty oddać hołd Krzyżowi. Ta urzekająca cisza mówi swoim milczeniem, że tu Bóg jest wszędzie. A tak bardzo trudno w obecnym pędzie życia wyizolować się z tego pośpiechu, skupić się, by móc rozmawiać z Bogiem". Tęsknota za modlitewnym obcowaniem z Bogiem odzywa się coraz silniejszym głosem w duszy człowieka naszych czasów.
Treść © o. Krzysztof Zygmunt CP
Opracowanie ©